Początek

Październik 2014. Wyjeżdżam na dwa tygodnie z synem w urocze miejsce. Wiem, jak będę spędzać czas i potrzebuję czymś zająć dłonie i umysł. Rozpiera mnie potrzeba znalezienia skrawka aktywności zupełnie mojej, wyłącznej, intymnej.
Więc wracam...

Do lat, kiedy siedząc na młodzieżowej kanapie z zeszytem na kolanach, przy bladym świetle ściennej lampki, przesuwam mechanicznie oczko za oczkiem, przeplatam włóczkę jak myśli przez głowę. Nie ma mnie i jestem najbardziej dotkliwie, jak potrafię.

Już wiem, że na ten wyjazd wezmę włóczkę i druty. Spróbuję znowu. Może tym razem znów mnie pochłonie?
Specjalnie na tę okazję kupuję soczystą włóczkę w odcieniach jesiennej zieleni. Czego tam nie ma? Melanż doskonały, dziś już takiego ze świecą szukać :) 

Moja pierwsza (nieostatnia, jak się okazuje) czapka.... Nie przypuszczałam, że tak we mnie osiądzie ta pasja na długo :).  I szal. Długi, miękki, delikatnie otulający szyję ostatnimi wspomnieniami jesiennych liści i traw...

Byle do wiosny!




























Komentarze

Popularne posty